niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział V - Huncwoci, zielone włosy i peleryna niewidka

      Kolejne dni w Hogwarcie upływały mi na trudnej rutynie. Codziennie wstawałam rano, szłam na lekcję, odrabiałam zadania domowe z Larissą w bibliotece i do późnych godzin siedziałyśmy w pustej klasie, aby uczyć się zaklęć. Tak jak myślałyśmy, zaklęcia pomocne w walce jak dla pierwszorocznych do nauki były naprawdę trudne, dlatego w nocy wracając już do dormitorium byłyśmy nieprzytomne i ledwo trzymałyśmy się na nogach. W taki sposób, niestety, ale nie byłam zdolna do utrzymywania kontaktu z nikim.

   - Evelyn, ostatnio prawie w ogóle nie masz czasu – powtarzały do znudzenia zła Jane i Eleanora, gdy kolejny raz musiałam im odmówić wspólnie spędzonego popołudnia.

   Nie mogłam przestać. Tak jak powiedziała Larissa, gdybym czegoś nie zrobiła, do końca życia gryzłoby mnie sumienie, jednak coraz bardziej dawało mi we znak to całe ślęczenie nad książkami. Z jednej strony byłam szczęśliwa, a z drugiej przerażona faktem, że pozostało tak mało czasu.

- Dawaj Evelyn, skup się – powtarzała Larissa stojąc naprzeciwko mnie z wyciągniętą różdżką.

- Staram się – westchnęłam. – Ten tryb życia mnie wykańcza. Od dawna się zastanawiam czy Hagrid nie ma racji, a my tylko na marne zarywamy noce.

- Hagrid nawet nie wiem czy nam uwierzył, a jeżeli tak to nie wziął sobie tego do serca.  Przecież dobrze słyszałyśmy i jestem w stu procentach pewna, że Fitzpatrick i Bleen będą się przymierzać do wywołania Szatańskiej Pożogi. Ale dobra, ćwiczymy. Do tego dnia o którym mówili został tylko tydzień, a ty jeszcze nie opanowałaś Expelliarmus. – powiedziała. – A więc skup się i spróbuj mnie rozbroić.

- Pełna koncentracja –westchnęłam chwytając pewniej różdżkę. Przez kilka sekund stałam przymierzając się do rzucenia zaklęcia. Ćwiczyłyśmy je już bardzo długo, a nadal za nic nie potrafiłam rozbroić nikogo.

 – Expelliarmus! – powiedziałam po chwili, a różdżka Larissy wypadła jej z rąk i poszybowała na drugi koniec klasy.

- Udało mi się! Widziałaś, udało! – krzyknęłam i podskoczyłam z radości.

- Gratulacje! – powiedziała Larissa i przytuliła mnie po czym poszła szukać różdżki. Po chwili klęczenia na podłodze wstała i otrzepała szatę z kurzu.

- Powinnyśmy już iść, zaraz będzie jasno. - powiedziałam spoglądając na okno, za którym widniało słońce leniwie wschodzące nad widnokręgiem.

- Masz rację, weźmy te wszystkie książki i zabierajmy się. Mam nadzieję, że nie natkniemy się na Filcha, ostatnio ledwo mu uciekłyśmy. Nadzianie się na jego miotłę chyba nie jest najprzyjemniejszą rzeczą, nie sądzisz?

- Święta prawda – zaśmiałam się wyobrażając sobie Filcha goniącego nas z miotłą w ręku po całym Hogwarcie.

Podeszłam do stolika i wraz z Larissą wzięłam wielkie stosy wypożyczonych książek o samoobronie. Obładowane ciężkimi tomiskami ruszyłyśmy w stronę naszych dormitoriów. Omijając mury jeszcze uśpionego Hogwartu zawsze byłam lekko przestraszona. Pomimo faktu, że dosyć długo przechadzałam się nocą po zamku za każdym razem czułam dreszcze przebiegające mi po karku.

- Jeszcze ten zakręt i będę w moim ciepłym łóżeczku. – powiedziałam obolała. Gdy już miałam zamiar skręcić ujrzałam cztery czupryny jakiś chłopaków wychodzące zza portretu Grubej Damy.

- Co się dzieje? – powiedziała Larissa, gdy kazałam jej być cicho i schyliłam się. Dziewczyna spojrzała zza ściany i również ujrzała chłopców rozmawiających o czymś przyciszonym głosem. Zaśmiali się, a jeden z nich o  czarnych włosach odwrócił się w naszą stronę. W porę schowałyśmy się za ścianą dzięki czemu nie dowiedział się o naszej obecności.

- To są Huncwoci – szepnęła Larissa, a ja jeszcze raz na nich spojrzałam ukradkiem.

- Rzeczywiście, tylko co oni robią? – obserwowałyśmy ich jeszcze przez kilka sekund, aż James nałożył na całą czwórkę jakiś płaszcz i wszyscy momentalnie zniknęli. Odczekałyśmy jeszcze minutę upewniając się, że już się nie pojawią i wstałyśmy z posadzki.

- Co to było? – spytałam zdziwiona. – Jak… jak oni zniknęli? Przecież, to jest niemożliwe!

- A jednak. Mają pelerynę niewidkę.

- Skąd, wiesz? Co to jest? Już nic nie rozumiem – powiedziałam zdezorientowana.

- Moja mama czytała mi kiedyś bajkę o Trzech Braciach i tam było o pelerynie niewidce. Jeżeli nałożysz ją na siebie znikniesz i nikt nie będzie cię widzieć  – tłumaczyła Larissa.

- No dobra… Ciekawe.  –postanowiłam, że później pomyślę nad  tą informacją, gdyż mój mózg był już zmęczony i jedyne o czym mogłam myśleć to ciepłe łóżeczko w dormitorium.

- Słuchaj, jestem wyczerpana i zaraz zasnę na stojąco, dlatego ja już lecę do Pokoju Wspólnego – Larissa ziewnęła głęboko. Pożegnałyśmy się, a ja dźwigając ciężkie książki wypowiedziałam hasło i udałam się do swojego dormitorium.

***

- Dzień dobry – powiedziała Eleanora stojąc nade mną.

- Cześć – ziewnęłam wygrzebując się z łóżka. – Która to godzina?

- Za pięć minut śniadanie więc się pospiesz. – oznajmiła po czym usiadła na swoim łóżku.

- No tak…–  udałam się do kufra w poszukiwaniu ubrań i czystej szaty. Była dziś sobota, dzięki czemu nie musiałam się spieszyć. Weszłam do łazienki i rozczesałam moje włosy, umyłam zęby i założyłam szatę. Po kilku minutach gotowa wyszłam do dormitorium.

- To idziemy? – spytałam i wszystkie ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Sali. Po około pięciu minutach wędrówki po korytarzach zeszłyśmy po schodach i przez drzwi dostałyśmy się do Wielkiej Sali. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i wręcz pobiegłam do stołu Gryfonów. Usiadłam na ławie i zaczęłam szybko nakładać jedzenie jakbym bała się, że zaraz zniknie.

- Spokojnie dziewczyno, co ci się tak spieszy? Czytałam w najnowszym numerze „Czarownicy”, że sok dyniowy jest nie zdrowy i to sam cukier – powiedziała Eleanora marszcząc brwi gdy usiadła naprzeciwko mnie. Wzruszyłam tylko ramionami nakładając dżem na grzankę.

- Masz rację Eleanora. Również czytałam ten magazyn i jest świetny! Tyle kosmetycznych i ciuchowych porad, normalnie jestem w niebie. Czytałaś już go, Evelyn? – spytała rozentuzjazmowana Jane, która również dosiadła się do stołu.

- Ja… nie czytałam go. Ostatnio nie miałam czasu – powiedziałam zgodnie z prawdą. 

- Powinnaś go szybko przeczytać! Dzięki niemu już wiem jak szybko podkręcić rzęsy przy pomocy różdżki i sprawić, aby dzięki eliksiru włosy szybko się wyprostowały. Trzeba tylko zrobić… - wesoło rozmawiały podczas, gdy ja jadłam w spokoju swoje tosty. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali, w której panował wesoły gwar rozmów uczniów. Ujrzałam Larissę, która zdenerwowana szła do stołu Ślizgonów, jednak nie wyglądała tak jak zawsze. Jej włosy nie były koloru blond, tylko całe były zielone. Zauważyłam również, że połowa Ślizgonów przy stole również miała niecodzienny kolor włosów. Ślizgonka zauważyła mnie i bezgłośnie powiedziała, że później wszystko mi wytłumaczy. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i powróciłam do zjadania mojego tosta.

- Witajcie dziewczyny – powiedział David, który dosiadł się do naszego stolika.

- Cześć David – powiedziałyśmy chórem.

- Nie uwierzycie co w nocy zrobili Huncwoci. – zaklaskał w dłonie podekscytowany tym co chce nam powiedzieć. – Wymknęli się z dormitoriów i weszli do Pokoju Wspólnego Slytherinu, gdzie zostawili taką maź zmieniającą kolor włosów! – powiedział i zaśmiał się. Zawtórował mu również chichot Jane i Eleanory, które nie wiem czemu uważały to za bardzo zabawne. Byłam zbyt senna, aby kłócić się o to jakie to było głupie i że Huncwoci nie zrobili nic godnego pochwały dlatego tylko słuchałam ich rozmowy.

- Mówię wam, to są mistrzowie! Tylko nie wiem jak oni to robią, że jeszcze żaden nauczyciel ich nie nakrył na nocnych przechadzkach. Są niesamowici, przeszli już do legendy, mówię wam – zachwycał się David.

No tak, my już znamy ich tajemnicę. Gdy David dalej mówił o Huncwotach i ich kawałach do Wielkiej Sali weszły wspomniane osoby. Cały Stół Gryfonów i niektóre osoby z Ravenclawu i Hufflepuffu zaczęły ich oklaskiwać gratulując udanego żartu. Cała czwórka usiadła na ławie i głośno opowiadała wszystkim o całym przebiegłym żarcie. Zauważyłam Larissę, która siedziała przy stole Ślizgonów i słuchała opowieści Huncwotów cała czerwona na twarzy. Po chwili wstała i ze stoickim spokojem przechodząc obok uczniów śmiejących się z jej fryzury podeszła do mnie.

- Cześć, ładna pogoda prawda? – spytała beztrosko po czym usiadła obok mnie.

- Ale, wiesz że… - wyrażał sprzeciw David, ale Ślizgonka rzuciła mu tylko piorunujące spojrzenie Bazyliszka, więc od razu zamilkł i wbił wzrok w swój talerz.

- No dobra moi drodzy chciałabym zostać trochę dłużej, ale z Evelyn nie napisałyśmy wypracowania na eliksiry, a wiecie, że Slughorn strasznie nie lubi jak nie traktuje się poważnie eliksirów – powiedziała Larissa i wzdrygnęła się. Tak,  niezbyt przepadała za tymi lekcjami.

- Ok, to spotkamy się po obiedzie na błoniach? – spytałam dziewczyny i Davida.

- Jasne – odpowiedziała Jane, a ja poszłam za Larissą w stronę wyjścia.

- A więc jak to się stało? – spytałam, gdy wspinałyśmy się po schodach w stronę biblioteki.

- Pamiętasz jak widziałyśmy Huncwotów zakładających tą pelerynę? Otóż skradali się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i zapewne mnie widzieli, ale to już mniej ważne. No i zapewne rzucili jakieś zaklęcia więc o poranku wychodząc z dormitoriów mieliśmy miłą niespodziankę i darmowe farbowanie włosów – powiedziała pokazując swoje zielone włosy.

- Pasuje ci do koloru oczu. Wiesz jak to usunąć?

- Wydaję mi się, że kiedyś czytałam o podobnym zaklęciu i jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pewna, że użyli tego zaklęcia, ale nie pamiętam jak można się tego pozbyć dlatego idziemy do biblioteki. Pomożesz mi?

- Jasne – powiedziałam.

Po kilku minutach dostałyśmy się do biblioteki i usiadłyśmy przy oknie wychodzącym na błonia.

- Ok, mam książkę – powiedziała Larissa trzymając w ręce „Najśmieszniejsze dowcipy i żarty”.

Usiadła na krześle obok mnie i zaczęła palcem wodzić po rozdziałach. 

– Jak myślisz będzie to pod działem „żarty na wrogów” czy „dowcipy dla przyjaciół”?

- Nie mam pojęcia, w ogóle skąd taka książka w bibliotece? Raczej edukująca to ona nie jest. – powiedziałam.

- Masz rację, pewnie stąd Huncwoci biorą te swoje świetne pomysły. Haha! Nie wiedziałam, że jest zaklęcie na porost włosów w nosie! - zaśmiała się. – Ok, już mam.

- No i jak? – spytałam, gdy ta czytała. Po chwili podniosła oczy i zatrzasnęła książkę.

- Zaklęcie zostanie cofnięte za jakieś dwie godziny. Świetnie prawda? Na brodę Merlina, oni są tacy dziecinni.

- Może kiedyś z tego wyrosną – powiedziałam przerzucając strony „Eliksirów dla początkujących”.

- Prędzej Dumbledore zgoli brodę, a Lily umówi się z Potterem – powiedziała Larissa, a ja się zaśmiałam.

- Chyba tylko ona bardziej nie przepada za Huncwotami prócz nas.

- O wilku mowa – powiedziała i spojrzała na drzwi, za którymi pojawiły się wspomniane osoby otoczone wianuszkiem dziewczyn. Całe towarzystwo co chwila wybuchało śmiechem na co bibliotekarka, pani Pince srogo patrzyła na nich pochylona nad książką.  Chwilę jeszcze wodziłam za nimi wzrokiem w czasie którym James próbował umówić się z Lily, która aktualnie była w bibliotece, ale szybko z niej wybiegła przez nachalnego Pottera po czym znowu powróciłam do czytania lektury.

- Na brodę Merlina spojrzał na mnie Black słyszysz? Spojrzał na mnie! – powiedziała piskliwym głosem Larissa, która udawała, że mdleję, a ja zaśmiałam się.

- Widzisz te jego włosy? Są boskie, a ten uśmiech, nie wytrzymam! – zawtórowałam i obie wybuchłyśmy śmiechem. Chwile jeszcze udawałyśmy dziewczyny z fanklubu Blacka i Pottera po czym wróciłyśmy do lektury książek.

- Wiesz, lepiej by było zacząć pisać to wypracowanie dla Slughorna – powiedziała Larissa po chwili ciszy.

- No dobra. Masz może zapasowy pergamin i pióro? – spytałam uśmiechając się. Ślizgonka westchnęła po czym wyciągnęła z torby dwa pergaminy i pióra.

- Jak miło. Wiesz, ten kolor zieleni powoli ci blednieje. – powiedziałam i zaczęłam pisać temat pracy na początku kartki.

                                                         ***                                           

- Skończyłam! Fanfary, tęcza, fajerwerki! – powiedziała Larissa po godzinie męczenia się nad wypracowaniem i zaczęła tańczyć.

- Gratulacje – powiedziałam sprawdzając swoje wypracowanie, które przed chwilą również napisałam.

- Wiem, pomęczyłam się, ale Slughorn powinien  być w miarę zadowolony jak na moje umiejętności, nie sądzisz? – Ślizgonka usiadła z powrotem na krzesło i zaczęła pakować swoje wypracowanie i książki, które wypożyczyła.

- No dobra – zaczęłam, gdy Larissa ochłonęła – A więc, nauczyłyśmy się już zaklęć, która by nam się przydały w samoobronie, ale jaki mamy plan?  

- Wiesz, również na tym trochę myślałam i wpadłam na taki wstępny pomysł. Wymkniemy się trochę wcześniej z zamku i schowamy się przed nimi. Jak zaczną przymierzać się do rzucenia Pożogi, wtedy po prostu możemy użyć zaklęcia i może uda nam się ich powstrzymać. To na razie wstępny pomysł, trzeba będzie go jeszcze mocno dopracować - powiedziała.

- Tak, mogłybyśmy jeszcze… - nie skończyłam, ponieważ przy naszym stoliku pojawił się Jared.

- Hejka Larissa - powiedział.

- No cześć – odpowiedziała uśmiechając się do niego.

Po kilku sekundach w lot zrozumiałam, że moja obecność tutaj nie jest kompletnie potrzebna. Spakowałam szybko swoje książki i zarzuciłam torbę na ramię.

- Wiesz Larissa, ja już muszę iść na obiad, jeszcze umówiłam się z dziewczynami więc jutro pogadamy!  

Szybko wybiegłam z biblioteki.

Larissa’s POV

- Mogę usiąść? – spytał, gdy Evelyn już nie było, a ja pokiwałam głową. Brunet odsunął krzesło i opadł na siedzenie.

- Masz może napisane wypracowanie z eliksirów? Ja przed chwilą je zrobiłam, ale wiesz jaka ja jestem świetna z tego przedmiotu. 

- Tak, zaraz je znajdę – powiedział Ślizgon i zaczął szukać w swojej torbie pergaminu. – Wiesz, mogłabyś być lepsza, gdyby nie fakt, że jak siekamy jakieś szczątki zwierząt kategorycznie odmawiasz oraz, że nazywasz Slughorna krwiopijną bestią skrytą za maską dobrodusznego człowieka.

Zaśmiałam się z wypowiedzi Jareda, a on podał mi swoje wypracowanie.

- Mogę tylko dziękować za to, że siedzę z Evelyn, która jako dobry człowiek pomaga mi w eliksirach – powiedziałam i zaczęłam czytać pergamin co chwila wykreślając i dopisując coś do mojego.

Po kilku minutach oddałam Ślizgonowi wypracowanie i pogrążyliśmy się oboje w rozmowie.

- Więc, jaki jest twój ulubiony przedmiot? – spytałam. Wiem, banalne pytanie, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy.

- Sam w sumie nie wiem… Najbardziej chyba lubię obronę przed czarną magią, no wiesz, zaklęcia, walka wydaję mi się takie ekscytujące. Ale czekam również na pierwsze lekcje latania na miotle.

- Lubisz grać w quidditcha? Ja uwielbiam! Tata często zabierał mnie na rozgrywki, a na podwórku też z nim zazwyczaj ćwiczę, najlepiej czuję się jako szukająca, a ty? – spytałam Jareda.

- Ja jestem dosyć dobrym pałkarzem, ze starszym rodzeństwem często gramy. A jaka jest twoja ulubiona drużyna? Ja najbardziej lubię Armaty z Chudley, ale ostatnio coś nie są w formie.

Rozmawialiśmy o quidditchu przez kilkadziesiąt minut. Nie powiem, Jared jest jednym z jedynych ogarniętych pierwszorocznych Ślizgonów. Można z nim normalnie pogadać i jest naprawdę spoko. Jest to jedna z nielicznych osób, z którymi bardzo dobrze się dogaduje.

- Dobra, ja już lecę na obiad, idziesz? – spytał Jared, a ja pokręciłam głową.

- Nie, jeszcze chwilę zostanę, dzięki że podtrzymałeś mi towarzystwa – powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się  i ruszył w stronę wyjścia z biblioteki.

Po chwili jego czarna czupryna zniknęła za drzwiami, a ja postanowiłam poczytać jakąś ciekawą książkę. Ruszyłam do regałów i powoli zaczęłam wybierać lekturę.

- Co robisz? – spytał mnie Potter, który pojawił się znikąd wraz z Blackiem obok mnie. Oboje mieli głupie uśmiechy przyczepione na twarzach .

- Jak widzicie, będę czytać książkę – powiedziałam spokojnie wybierając z regału pierwszą lepszą książkę i udałam się do zajmowanego przeze mnie wcześniej miejsca licząc, że zostawią mnie w spokoju.

- Czemu zaszczycacie mnie swoją obecnością? – spytałam siadając na krześle, co dwójka Huncwotów również uczyniła.

- Och, to nic ważnego po prostu jesteśmy ciekawi pewnej sprawy – oznajmił James i uśmiechnął się łobuzersko.

- Otóż wczoraj w nocy, a właściwie dzisiaj, widzieliśmy cię wracającą skądś do swojego Pokoju Wspólnego – Black rozłożył się na krześle po wypowiedzeniu tego zdania.

- A wy co robiliście w lochach? Wprowadzaliście w życie swój wspaniały żart? – spytałam uśmiechając się. W takich sprawach byłam bardziej opanowana od Evelyn, która od razu czerwieniła się ze złości i zostawała wytrącona z równowagi.

- Oczywiście! A jakżeby inaczej? Przyznaj, że ten żart wyszedł nam perfekcyjnie – powiedział Potter i zmierzwił jeszcze bardziej swoje włosy i pomachał do grupki drugoklasistek siedzących przy stole na drugim końcu biblioteki. Dziewczyny od razu zachichotały i uśmiechając się odmachały Jamesowi.

- Do rzeczy – oznajmiłam chłodno.

- Wiesz, zauważyliśmy, że ostatnio z twoją przyjaciółką, Evelyn dużo czasu spędzacie w bibliotece i dosyć późno wracacie do swoich dormitoriów. Co takiego tajnego robicie? – spytał Black, który zniżył głos do szeptu dla dodania efektu.

- Na pewno nic co powinno cię interesować – odpowiedziałam szczerząc się wesoło.

- Czy aby na pewno? – spytał Potter. – Bo wiesz… zawsze możemy pomóc w razie czego.

- Jesteśmy uczynnymi doradcami młodych psotników, więc jakby co to możesz zwrócić się do nas o pomoc  - dodał Syriusz po czym oboje zostawili mnie przy stoliku.



 Podczas, gdy oni wychodzili z biblioteki w mojej głowie zrodził się pomysł, który na pewno nie spodoba się Evelyn. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz