niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział II - Szatańskie intrygi Ślizgonów


   Minęło kilka dni od przybycia do Hogwartu. Lekcje jak na razie są nudne, uczymy się tylko i wyłącznie teorii i nawet nie dotykamy różdżek. Nie miałam nawet chwili zobaczyć się z Larissą, gdyż cały czas musiałam chować się przed starszymi klasami, aby nie  zrobili mi żadnego psikusa. Już kilka osób w mojej klasie chodziło po szkole z umalowanymi włosami na wymyślne kolory, lub pokrytych sierścią. Dlatego prawie w ogóle nie ruszałam się z mojego dormitorium studiując wszystkie podręczniki i  próbując uczyć się na własną rękę kilku zaklęć. 
   Jane i Eleanora stały mi się bardzo bliskie, naprawdę je polubiłam. Często żartujemy, gadamy o wszystkim i o niczym lub gramy w eksplodującego durnia. Jane jest mugolakiem i dopiero, gdy dostała list dowiedziała się, że jest czarodziejem, dlatego wszystko było dla niej nowe i ekscytowała się wszystkim dwukrotnie bardziej ode mnie i Eleanory. Raz w nocy przyłapałam ją jak czyta list ze szkoły po czym starannie wkłada go do kufra. Wszystko naprawdę zapowiadało się dobrze i bez większych przeżyć.
   Rankiem od razu wyszłam z łóżka podekscytowana kolejnym dniem Hogwarcie. Spostrzegłam, że Jane i Eleanory nie było już w dormitorium więc szybko się ubrałam i przechodząc przez dziurę w portrecie Grubej Damy udałam się do na śniadanie. 
   Wielka Sala zapełniona była jeszcze zaspanymi uczniami, którzy w spokoju zajadali się smakołykami przyrządzonymi przez skrzaty. Przy stole Gryfonów od razu spostrzegłam moje współlokatorki i szybko do nich podeszłam.
  - Cześć – powiedziałam i zaczęłam nakładać sobie jedzenie na talerz.
  - Cześć Evelyn! – przywitała się podekscytowana Eleanora.
  - Nie mogłyśmy cię obudzić, mówiłaś przez sen żebyśmy cię zostawiły w spokoju bo masz przejażdżkę na hipogryfie – oznajmiła Jane, a ja wzruszyłam ramionami.
  - Jak myślicie, czy McGonagall uzna mi tylko jeden pergamin wypracowania? – spytała zmartwiona Eleanora
  - McGonagall nie da sobie w kaszę dmuchać. Jak chcesz to możesz trochę napisać z mojego. – mruknęłam jeszcze zaspana po czym dałam jej moje kartki.
   Dziewczyny rozmawiały o wszystkich lekcjach i tematach, które będziemy omawiać, podczas gdy ja próbowałam nie zasnąć przy stole.
  - Już się nie mogę doczekać lekcji latania na miotle! Chciałabym kiedyś zapisać się do drużyny. Muszę iść do sowiarni, aby wysłać list do rodziców. – oznajmiła Eleanora – Idziesz Evelyn?
  - Nie dzięki, jeszcze zasnę na stojąco – powiedziałam, a Gryfonki wyszły z Wielkiej Sali.
   Dokończyłam śniadanie po czym z braku lepszego zajęcia zaczęłam oglądać moją różdżkę kupioną u Ollivandera. 10 i trzy czwarte cala, dosyć giętka wykonana była z dębu. Sam wytwórca różdżek był zdziwiony, że stała się mi posłuszna, zazwyczaj była „agresywna”, jak to sam określił, do wszystkich pierwszoklasistów. Postanowiłam rzucić zaklęcie Wingardium Leviosa, które mieliśmy za niedługo ćwiczyć na Zaklęciach. Wydawało mi się proste. No właśnie.
   Gdy po cichu wypowiedziałam formułkę i dyskretnie machnęłam różdżką dzbanek z sokiem dyniowym uniósł się o centymetr, a ja uradowana chciałam wykonać już taniec szczęścia, jednak naczynie od razu upadło wylewając sok. Dzięki mojemu „wspaniałemu” refleksowi od razu złapałam dzbanek. Jedna z szóstoklasistek popatrzyła na mnie z politowaniem, a ja rumieniąc się jak burak nie wiedziałam co zrobić. Zobaczyłam, że przy stole Ślizgonów siedzi Larissa, więc szybko do niej podbiegłam chcąc uniknąć niekomfortowej sytuacji.
  -Witaj Evelyn. Widzisz jaki mamy dzisiaj piękny dzień?–  oznajmiła Larissa podnosząc oczy znad książki „Quidditch przez wieki”.
  -  Piękny? Na dworze jest taka mgła, że gdybym wyszła na dwór na pewno bym się  zgubiła.
  -  Po prostu masz słabą orientację w terenie – odpowiedziała i zatrzasnęła książkę – Jest jeszcze trochę czasu do pierwszej lekcji, może chcesz iść na błonia?
  - No nie wiem… - powiedziałam niepewna – Boję się utraty punktów. Słyszałam, że Flitwick odjął pięćdziesiąt punktów jakiemuś piątoklasiście z Hufflepuffu bo spóźnił się o minutę na zajęcia.
  - Och, no proszę cię. To tylko głupie plotki. – powiedziała i pociągnęła mnie za rękaw szaty w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
   Po chwili znalazłyśmy się na mglistych, zimnych błoniach.
  - Czemu ja dałam ci się wyciągnąć na dwór? – powiedziałam trzęsąc się z zimna.
  - Mam dar przekonywania. – oznajmiła i ruszyła prosto przed siebie.
  - Więc chodziłaś do mugolskiej szkoły? Ale fajnie! Zawsze byłam ciekawa jak to wszystko wygląda u mugoli. Nie nudziłaś się?  – spytała Larissa, gdy dotarłyśmy do jeziorka, w którym pływała kałamarnica.
  - Nie, nie było aż tak źle. Poznałam tam kilka fajnych osób. To co uczą wcale nie jest takie nieprzydatne. I ogólnie miło spędziłam czas, przynajmniej się nie nudziłam, poznałam różne rzeczy, które mugole stworzyli. – powiedziałam. – Jak się miewa twoja sowa?
  - Prędzej zatańczyłaby walca z Filchem niż mogłabym wysłać ją gdzieś, aby dostarczyła list. Naprawdę, dzisiaj chciałam napisać do taty, a ona popatrzyła na mnie z politowaniem i odwróciła się ode mnie, na dodatek gryząc w palec! Mam nawet ślad – pokazała mi wskazujący palec, na którym widać było maleńką bliznę. 
   Powstrzymałam śmiech widząc jak bardzo oburzona jest Larissa.
  - Przynajmniej już nie zachowuje się jakby miała wściekliznę.
  - A żebyś wiedziała! Nagle zrobiła się taka milutka, wszyscy chwalą jej wygląd, jeszcze daje się w sowiarni głaskać uczniom! A wszyscy mówią, że jestem bezdusznym człowiekiem i czemu krzyczę na tą biedną kruszynkę. Coś czuję, że ciężko mi będzie się z nią współpracować. – westchnęła
   W dalszym ciągu Larissa opowiadała mi o jej pierwszych wrażeniach w Hogwarcie. Dowiedziałam się, że w lochach jest bardzo zimno i musi przykrywać się wieloma kocami oraz że jej współlokatorki cały czas rozprawiają o jakiś chłopakach z Gryffindoru i rozpływają się nad ich niesamowitością.
  - Mówię ci, zwariować można. Ciągle tylko, Huncwoci to, Huncwoci tamto. Ojejku, jaki Syriusz jest boski! – powiedziała – Wiesz, może co to za ludzie?
  - Nie, nie mam pojęcia. Może ich spotkałam w Pokoju Wspólnym, ale nie wiem jak wyglądają – odrzekłam.
   Dalej rozmawiając nawet nie spostrzegłyśmy, kiedy znalazłyśmy się na skraju Zakazanego Lasu.
  - Hej, chyba czas już wracać, możemy się spóź… - nie dokończyłam, ponieważ Larissa pociągnęła mnie za skraj szaty, abym się schyliła.
  - Cicho! Patrz – powiedziała i schylona podbiegła schować się za duży głaz przy ścieżce do lasu.
  - Co… co ty wyrabiasz!? – powiedziałam szeptem, ale również poszłam za śladem Larissy.
  - Nie widzisz… patrz tam jest Fitzpatrick i Bleen. – szepnęła i wskazała głową miejsce, w którym znajdował się dwójka chłopaków, na oko szóstoklasistów rozmawiających o czymś.
  - Kto… jaki Fitzpatrick, jaki Bleen? – powiedziałam gubiąc się w tym co chciała mi przekazać Larissa.
  - Bądź ciszej! Jak nas usłyszą to może być źle. Są ze Slytherinu. Próbowali na nas, czyli na pierwszoroczniaków Ślizgonów zrzucić kilka łajnobomb, gdy szliśmy wczoraj po kolacji do lochów. – oznajmiła, jednak to wyjaśnienie niewiele mi dało. 
  - Ale… to po co ich śledzimy?
  - Wiesz, jakoś nie sądzę, aby spotkali się tutaj na piknik – powiedziała. – Ach… nic nie słyszę, musimy podejść bliżej.
  - Patrz, możemy się schować za tym drzewem, tylko musimy być bardzo ostrożne. – szepnęłam. Po chwili, pewne, że Ślizgoni nas nie zobaczą starając się być jak najciszej zakradłyśmy się do drzewa.
  - Więc, kiedy to się stanie? – spytał jeden opierający się o drzewo.
  - Fitzpatrick powtarzam ci to już dzisiaj dziesiąty raz! Masz problemy z pamięcią? – powiedział, zapewne Bleen, łapiąc się rękami za głowę.
  - Powtarzałeś dziesiąty raz datę, której jeszcze dokładnie nie byłeś pewny. – powiedział zirytowany Fitzpatrick – Więc pytam teraz, kiedy dokładnie się to stanie – wycedził przez zęby na co Bleen westchnął.
  - Za dwa tygodnie. W sobotę, o północy. Będzie zabawa – powiedział i zatarł ręce z podekscytowania.
  - Świetnie, a co mam zrobić z tymi sklątkami? – zapytał Fitzpatrick.
  - Zapomnij o sklątkach, mam lepszy pomysł. Użyjemy Szatańskiej Pożogi. Gajowy na pewno będzie szczęśliwy. – odpowiedział Bleen. Spojrzałam na Larissę, która tylko przycisnęła wskazujący palec do ust.
  - Człowieku, czy ty sobie wyobrażasz co ja musiałem zrobić, aby te sklątki zdobyć?! I na co tyle szumu o to! – krzyknął Ślizgon.
  - Cicho bądź, bo zaraz ktoś cię usłyszy. Nie chcemy żadnych naocznych świadków.
  - O tej godzinie żadnej żywej duszy tu nie ma! Czemu musieliśmy wstać tak wcześniej i przyjść aż do Zakazanego Lasu abyś potwierdził datę? – powiedział zdenerwowany.
  - Ponieważ jak już powtórzę nie chcę żeby ktokolwiek to usłyszał. W Pokoju Wspólnym przecież nie mogłem tego zrobić, a gdybyśmy to zrobili blisko zamku zapewne jakieś wścibskie dzieci by nas mogły podsłuchać. – oznajmił Bleen.
  - A co nam mogą zrobić dzieci? Rzucić Wingardium Leviosa? Już się boję! – zarechotał Fitzpatrick.
  - Dobra, nieważne zbieramy się. Trzeba iść na lekcję – westchnął Bleen, po czym otrzepał szatę i ruszył w stronę ścieżki do zamku. 
   Spanikowana, że nas zobaczy  schowałam się za pień stojący za drzewem. Nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów zrobiła to samo Larissa jednak, gdy była już schowana za pniem natrafiła na gałąź, która z dźwiękiem rozpadła się pod jej butem.
   Bleen zatrzymał się i zaczął się rozglądać.
  - Co? – spytał Fitzpatrick, który nadal opierał się o drzewo.
  - Coś słyszałem. – powiedział Bleen na co chłopak parsknął śmiechem.
  - Proszę cię, ty zawsze jesteś taki podejrzliwy. Weź zjedz śniadanie, bo już zaczynasz świrować. – odpowiedział Ślizgon i ruszył w stronę szkoły klepiąc po ramieniu chłopaka.
   Po chwili zniknęli z pola widzenia i upewniając się, że nas nie zobaczą poczekałyśmy jeszcze minutę zanim rozprostowałyśmy kości od ciągłego klęczenia. Byłam zdezorientowana po tym co usłyszałam.
  - Oni coś planują – szepnęła Larissa, jakby bojąc się, że zaraz tu przyjdą i rzucą na nas klątwę.
  - Może po prostu chcą zrobić prezent Hagridowi? – wiedziałam, że są marne szanse na taki obrót spraw, ale wolałam myśleć optymistycznie.
  - Nie sądzę, żeby to była prawda – mruknęła. – W ogóle co to Szatańska Pożoga? Eliksir? Zaklęcie?
   Wzruszyłam ramionami. We wszystkich podręcznikach które czytałam nie natrafiłam nigdy na to słowo.
  - Nie wiem, ale po lekcjach możemy sprawdzić w bibliotece.
  - Albo zapytać nauczycieli. – podsunęła pomysł Larissa.
  - Wiesz, to może wydać się podejrzane, od razu zaczną zadawać pytania skąd się o tym dowiedziałyśmy i dlaczego się interesujemy.
  - Masz rację. Dobra, chodźmy. Mam nadzieję, że nigdzie się tu nie pałętają. – mruknęła ponuro po czym razem ruszyłyśmy w stronę zamku rozmyślając o tym co przed chwilą usłyszałyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz