niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział III - A mamy inne wyjście?


   -Tu jesteś! – powiedziała Eleanora, gdy wraz z Ślizgonką weszłam do zamku. – Wszędzie cię szukałam, gdzie byłaś?
  -Poszłam na błonia z Larissą. – powiedziałam i wskazałam na Ślizgonkę, która stała obok mnie.
  - Cześć, jestem Eleanora. – rzekła Gryfonka i wyciągnęła rękę w stronę blondwłosej.
  - Larissa, co już raczej wiesz. – odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się.
  - A teraz lepiej już chodź, bo zaraz spóźnimy się na lekcję eliksirów.  – powiedziała Eleanora po czym poprawiła swoją obładowaną ciężkimi książkami torbę.
  -Dobra, idę znaleźć Jareda, mam nadzieję, że zna nowe hasło do Pokoju Wspólnego. Widzimy się na zajęciach! –pożegnała się i ruszyła w kierunku Wielkiej Sali.
  - Poczekasz na mnie tutaj? Idę tylko wziąć książki. – spytałam Eleanore.
  - Jasne, Jane też zaraz tu przyjdzie. – odpowiedziała, a ja biegiem ruszyłam do Pokoju Wspólnego.
***
   Do lochów sprężystym krokiem wszedł profesor Slughorn uśmiechając się do nas wesoło. Spokojnie usiadł na krześle przy biurku i wyciągnął  z kieszeni szaty swoją różdżkę, którą stuknął o kociołek stojący przed nim.
  - Cisza! - krzyknął Slughorn, próbując uciszyć rozgardiasz. Gdy wszyscy Gryfoni i Ślizgoni z pierwszej klasy w końcu się uciszyli nauczyciel rozpoczął lekcję.
  - Dzisiaj, jak pisze na tablicy, będziecie zajmować się eliksirem Słodkiego Snu. Panie Montgomery, Gryffindor straci zaraz 10 punktów, jeżeli nie zostawi pan w spokoju tego biednego puszka pigmejskiego. Dobrze, a więc podejdźcie do szafek, a tam znajdziecie wszystkie potrzebne przedmioty. Do roboty! – oznajmił Slughorn siadając przy swoim biurku i otwierając pudełko kandyzowanych ananasów.– Aha, prawie bym zapomniał, mam nadzieję, że wypracowania na temat bezoaru zostaną mi dostarczone jeszcze w tym tygodniu!
   Po chwili wszyscy uczniowie podnieśli się ze swoich miejsc i przepychając się próbowali wydostać coś z półeczek. Było to dosyć trudne, ale w końcu uradowana wyszłam zwycięsko z tej bitwy o najlepsze składniki i spokojnie udałam się do swojej ławki, którą zajmowałam z Larissą. Wyłożyłam wszystkie przedmioty i zaczęłam usilną próbę uwarzenia eliksiru.
  - Zaraz chyba zwymiotuje – powiedziała do mnie szeptem lekko zielona na twarzy Ślizgonka, która ze strachem czytała podręcznik.
  - Jak chcesz, to mogę ci pomóc – zaproponowałam, jednak dziewczyna pokręciła przecząco głową.
  - Dam radę, ale chyba zaraz zamarznę, a mam tu spędzić jeszcze dwie godziny.– powiedziała i obie pogrążyłyśmy się w odtwarzaniu przepisu z podręcznika.
***
  - Palce mi zdrętwiały. – powiedziała Jane masując palce u prawej ręki, gdy pierwszoroczni Gryfoni wychodzili z ostatniej lekcji tego dnia, czyli transmutacji.
  - Nie przesadzaj, już prawie ci się udało przemienić igłę w zapałkę – poklepałam ją po ramieniu.
  - To co? Może rundka w szachy w Pokoju Wspólnym? – spytała Eleanora, która szła obok nas.
  - Wiecie co… ja dzisiaj nie mogę. Może jutro? – zapytałam.
  - No dobrze. To na razie! – powiedziała. Jane i Eleanora udały się na siódme piętro, ja natomiast rozpoczęłam poszukiwanie biblioteki.
   Przechodząc przez korytarze zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie ona się znajduję. Co raz gubiłam się w plątaninie korytarzy i co raz pytałam napotkane obrazy o drogę, jednak co kolejny mówił mi inną ścieżkę.
  - Emm… przepraszam, że przeszkadzam, wiecie może gdzie jest biblioteka? – zapytałam się czwórki Gryfonów z drugiej klasy, których widziałam rozmawiających z Davidem rano, gdy zaniechałam gubienia się po zamku w poszukiwaniu miejsca, w którym umówiłam się z Larissą.
  - Od samego przebywania w niej nie zmądrzejesz, pierwszaczku – parsknął jeden chłopak w okularach  o czarnych włosach rozwianych we wszystkie strony. 
   Na jego uwagę całe towarzystwo również zaczęło się śmiać, a ja zaczerwieniłam się ze złości. Nie lubiłam być wyśmiewana.
  - A co ci do tego? Jak nie chcesz mi powiedzieć to sobie idę, bo nie mam zamiaru marnować cenny czas na gadanie z tobą. – powiedziałam urażona i odwróciłam się w zamiarze pójścia poszukania pomocy u kogoś innego, na co oni tylko zaczęli się śmiać.
  - Czekaj. – powiedział chłopak o jasnych włosach i z licznymi bliznami na twarzy.    Z całej grupy wyglądał na najspokojniejszego, z tym jego widocznym smutkiem w szarych oczach.
  - Tak? – spytałam już spokojniejsza.
  - Musisz przejść tym korytarzem i na końcu skręcić w prawo. – odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się.
  - Dziękuję.
  - Tak w ogóle, jak masz na imię? – spytał kolejny o czarnych włosach do ramion, a ja zmarszczyłam brwi lekko zdziwiona pytaniem.
  - A wy?
  - Ja jestem Syriusz Black, ten obok mnie to James Potter, obok Jamesa to Peter Pettigrew, a ty rozmawiałaś z Remusem Lupinem. – powiedział i wyszczerzył zęby.
  - Evelyn.  Evelyn Polow. A teraz już muszę iść, dlatego żegnam was.  – powiedziałam nadal wkurzona i ruszyłam w stronę korytarza, który wskazał mi Remus.
   Po kilku minutach stanęłam przed drzwiami biblioteki, które otworzyłam pchnięciem. Przy stolikach siedziało sporo osób rozmawiających, lub pochylonych nad pergaminem w celu odrobienia pracy domowej. Rozejrzałam się po bibliotece i po chwili ujrzałam w kącie przy stole Larissę otoczoną ogromnymi księgami.
  - Cześć, jak lekcję? – spytałam, gdy podeszłam do dziewczyny.
  - Nawet fajnie, a u ciebie?
- Też okay, tylko McGonagall mnie wymęczyła. Kazała nam do upadłego transmutować igłę w zapałkę. Ale w sumie nie było aż tak źle, tylko palce strasznie bolały od ściskania różdżki – odpowiedziałam.
  - Dzięki za ostrzeżenie, jutro mam z nią lekcję. A teraz siadaj. Przyniosłam kilka książek z zaklęciami i eliksirami związanymi z ogniem, może uda nam się znaleźć coś o Szatańskiej Pożodze. – powiedziała, a ja usiadłam wraz z nią przy stoliku.
  - No dobra podzielmy się i zacznijmy szukać. – powiedziałam i tak też uczyniłyśmy.
   Po kilku godzinach zrobiło się już ciemno na dworze i  jedynie  srebrzysty księżyc odbijający  się w tafli jeziora oświetlał lekko błonia. Wraz z Larissą nadal wertowałyśmy opasłe książki w poszukiwaniu informacji, jednak nasze próby do tej pory szły nadaremnie.
  - No nie! Tyle książek i ani jednej wzmianki o Szatańskiej Pożodze! – powiedziałam, gdy trzasnęłam szóstą książką, którą czytałam.
  - Nie załamuj się, będziemy szukać aż do skutku. – oznajmiła Larissa, która nawet nie podniosła oczu znad opasłego tomiska. Wzniosłam ręce do góry i położyłam głowę na stoliku w oznace bezradności.
  - Idę po kolejne książki – rzekłam i podniosłam się z miejsca, jednak przejście zasłonili mi ci sami chłopcy, których pytałam się o drogę do biblioteki.
  - Witaj ponownie – powiedział jak dobrze pamiętam Syriusz i wyszczerzył zęby. – Nie mów mi, że zadajesz się z Ślizgonką.
  - To wy się znacie? – spytała Larissa, która podniosła oczy znad książki i zmarszczyła brwi ignorując pytanie Syriusza.
  - Oczywiście, poznaliśmy się, gdy Evelyn pytała o drogę do biblioteki. – powiedział James.
  - Której nie chciałeś mi zdradzić. Powiedz mi tylko jedno, co jest złego w tym, że przyjaźnie się z Larissą? –założyłam ręce zirytowana jego wywodem.
  - A więc imię tej Ślizgonki to Larissa, ciekawe. Nie słyszałaś o tej słynnej tradycji? Gryfoni i Ślizgoni się nienawidzą, a obie strony od pokoleń to podtrzymują. – powiedział James i zaśmiał się. Coraz bardziej zaczęłam nie lubić tych chłopaków.
  - Nie będziesz mi mówił z kim mam się przyjaźnić, a z kim nie..– powiedziałam, jednak cała grupa zignorowała mój wywód przeglądając książkę wziętą ze stołu.
  - Uau! Szatańska Pożoga! Chciałbym umieć ją wyczarować. – powiedział James pochylony nad książką. 
   Obie z Larissą ożywiłyśmy się na słowa, które wypowiedział, a ja próbowałam nie ukazywać zdenerwowania, aby nie podejrzewali niczego.
  - Szatańska Pożoga? Co to? – spytałam zdawkowym tonem.
  - Szatańska Pożoga to czarnomagiczne zaklęcie. – rozpoczął czytanie Remus. -Wytwarza ono ogień, który bardzo ciężko poskromić, jedynie potężny czarodziej może tego dokonać. Zaklęcie przybiera postacie drapieżnych zwierząt, które palą wszystko co napotkają na swojej drodze.
  - Ale super. – powiedział Syriusz.
  - Fajnie, miło się gadało i tak dalej, ale jesteśmy bardzo zajęte, więc do widzenia! – targana różnymi emocjami wzięłam z rąk Remusa książkę i zaczęłam ich lekko popychać, aby już poszli.
  - A co takiego robicie? – spytał James i wyszczerzył zęby. – Coś… sprzecznego z regulaminem?
  - Chłopaki chodźcie już, nie widzicie, że denerwujecie Evelyn i jej przyjaciółkę?. – powiedział poważnie Remus, jednak jego oczy zdradzały, że jest lekko rozbawiony.
  - Masz rację Remus, ale jeżeli potrzebujecie pomocy w łamaniu regulaminu, to możemy wam pomóc, mamy w tym wprawę. – oznajmił  James, a wszyscy się roześmiali. 
   Stałam tam przed nimi, a obok mnie Larissa i już miałam zamiar coś powiedzieć, gdy podeszła do nich rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach, a z nią czarnowłosy Ślizgon o haczykowatym nosie.
  - Czy musicie zakłócać spokój tym dziewczynom? W przeciwieństwie do was one się uczą i nie w głowie im dowcipy. – zwróciła się rudowłosa do chłopaków zakładając ręce na ramionach.
  - Oj Lily, Liluś, my tylko chcemy  pomóc tym dziewczynom, czy to coś złego?        Przecież wiesz, że my zawsze pomagamy w potrzebie. – powiedział James, a rudowłosa prychnęła.
  - Mówiłam ci, żebyś nie nazywał mnie Liluś! A teraz zostaw je w spokoju, bo jak widzisz nie tylko mnie działasz na nerwy!
  - Zostawię je, jeżeli się ze mną umówisz Evans, proszę! – powiedział Gryfon i uklęknął na jednym kolanie.
  - Za żadne skarby, Potter. Nigdy w życiu się nie umówię z takim zadufanym w sobie chłopaku! Severus, chodź już. – powiedziała i pociągnęła za rękę czarnowłosego chłopaka w stronę wyjścia z biblioteki. James zaczął biec za Lily, a jego przyjaciele wybuchli śmiechem.
  - Remus, Peter chodźcie musimy dogonić naszego zakochanego przyjaciela. Do zobaczenia dziewczyny! –pomachał do nas Syriusz i ruszył w stronę wyjścia, za którym przed chwilą zniknął James. 
  Za nim pobiegł Peter, a Remus po sekundzie również nam machając udał się za przyjaciółmi.
  Osłupiałe tym, co przed chwilą się stało usiadłyśmy przy stoliku.
  - Co tu się przed chwilą wydarzyło? – spytałam zdezorientowana.
  - Nie mam pojęcia.
  - Jak ja ich nie lubię! Ta Lily dobrze powiedziała, są tacy zadufani w sobie! – powiedziałam zdenerwowana.
  - Nie przejmuj się nimi, najważniejsze jest to, co przed chwilą się dowiedziałyśmy. – oznajmiła i wzięła książkę, którą zabrałam Remusowi i zaczęła ponownie czytać wzmiankę o Szatańskiej Pożodze.
  -  A więc… to jest ta Szatańska Pożoga – powiedziałam, a moja złość od razu minęła i przeobraziła się w przygnębienie.
  - Dokładnie tak, a to oznacza, że Fitzpatrick i Bleen mają zamiar podpalić chatkę Hagrida.
  - Tak myślisz? – spytałam coraz bardziej zdenerwowana.
  - Na to wygląda, przecież obie słyszałyśmy jak mówili o Szatańskiej Pożodze i  o zabawie z tego powodu. – odpowiedziała poważna Larissa.
  - Może to nie dokładnie o to im chodziło… Nie sądzę, żeby byli na tyle głupi, aby wyczarować Szatańską Pożodze.
  - Widocznie tacy są. – powiedziała Larissa. – A jak usłyszałaś, jest to bardzo niebezpieczne, może dojść nawet do tego, że ogień pochłonie cały teren Hogwartu.
  - Chodźmy z tym do jakiegoś nauczyciela, albo do Hagrida. – powiedziałam zdeterminowana.
  -To chyba najsensowniejszy pomysł, przecież nie mamy szans podczas walki z takimi gorylami, nawet nie znamy żadnych zaklęć. – westchnęła smutna.
  - Więc nauczymy się kilku! Jutro też przyjdziemy do biblioteki, wyszukamy, przynajmniej jednego na wszelki wypadek, może jeszcze uwarzymy jakiś eliksir. – oznajmiłam. – Przecież nie pozwolimy, żeby Hagrid nie miał domu, albo co gorsza ogień rozprzestrzenił się wszędzie!
  - Wiem o tym. – mruknęła ponuro Larissa  na tę myśl. – Zastanawia mnie tylko, czemu oni chcą to zrobić.
  - Nie mam pojęcia. Pewnie Hagrid ich nakrył na jakiś głupich rzeczach i ich ukarał. Zapewne to jest kara dla niego. Sprawa nie wygląda za dobrze.
  Gdy byłam pogrążona we własnych, smutnych myślach Larissa nagle się odezwała.
  – Dlatego będziemy przez te dwa tygodnie uczyć się zaklęć, aż do upadłego.
  - A jutro wieczorem, po lekcjach pójdziemy z tym najpierw do Hagrida, a później do McGonagall, zgadzasz się? – spytałam.
  - A mamy jakieś inne wyjście? Wiesz, poszukajmy dzisiaj przydatnych zaklęć i eliksirów, a jutro weźmiemy się do pracy.

  - Dobry pomysł, pójdę po kilka książek – powiedziałam i tak też uczyniłam.  
   Po chwili obładowana najróżniejszymi tomami usiadłam przy Larissie i kolejny raz zaczęłyśmy wertować opasłe tomy w poszukiwaniu przydatnych zaklęć do w najgorszym wypadku – walki z Fitzpatrickiem i Bleenem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz