piątek, 5 lutego 2016

Rozdział VII - Pojedynek


- Aau! Tutaj nie ma miejsca!
- To nie był dobry pomysł, aby we czwórkę ściskać się pod peleryną.
- Właściwie gdzie jest Remus i Peter?
- Remus jest u chorej mamy, a Peter stoi na czatach, zaraz go spotkamy.
- Zaraz się uduszę, tu jest tak gorąco jak w saunie.
- Jest tak gorąco, bo ja tutaj jestem?
- Zabawne, Black.                         
- Co to jest sauna?
- Nie marudźcie, zaraz będziemy na miejscu – odrzekła Larissa podczas mojej dyskusji z Jamesem i Syriuszem, kiedy przemierzaliśmy puste korytarze pod peleryną niewidką.
Nadszedł dzień naszej „misji”. Od rana widziałam, że Fitzpatrick i Bleen są nadzwyczaj podekscytowani, co chwilę do siebie szeptali i śmiali się bez powodu. Przez kilka tygodni do upadłego ćwiczyliśmy najróżniejsze zaklęcia i wertowaliśmy książki w bibliotece poszukując różne wskazówki dotyczące walki. Nawet Huncwoci się zaangażowali i przez te dni uczyli się z nami do upadłego. Nie mieli czasu na żadne głupie żarciki, ale postanowili, że kiedy już to wszystko się skończy odstawią niesamowity kawał, który wynagrodzi te dni bez żartów.
Niestety, ale nauczyciele nie byli łagodni, jeżeli chodzi o naukę. Zadawali mnóstwo prac domowych, przez co tak naprawdę chodziłam tylko z głową w książkach, a cały wolny czas spędzałam z bibliotece.
Chodzenie o późnej godzinie po zamku nadal nie było dla mnie przyjemnością. Ciemność rozjaśniał jedynie słaby blask pochodni. Gdy widziałam przelatujące przez ścianę duchy od razu robiło mi się zimno. W każdym bądź razie musieliśmy iść tylnym wyjściem z zamku, gdyż nie chcieliśmy się natknąć na ostrą miotłę Filcha, lub Irytka oraz przypuszczaliśmy, że tędy wyjdzie Fitzpatrick i Bleen.
Po kilku minutach ujrzałam odwróconego Petera, który rozglądał się wokoło przerażonym wzrokiem. Przynajmniej nie byłam przestraszoną osobą. Ściągnęliśmy pelerynę, a James zakradł się do Petera.
- Bu! – powiedział cicho i położył mu ręce na ramiona. Chłopak odskoczył jak oparzony i wydał cichy krzyk.
- Nawet w takim momencie chce ci się żartować? – spytałam Jamesa, który śmiał się z reakcji chłopaka. – Zresztą nieważne, Peter, widziałeś ich?
- N-n-nie – odrzekł nadal trochę wstrząśnięty.
- Prawdopodobnie wyszli tym głównym wyjściem – powiedziała Larissa.
- Gratuluję inteligencji. Przecież w każdej chwili mogli natknąć się na któregoś z nauczycieli.
- Typowy Ślizgon – oznajmił James, przez co Larissa zmierzyła go chłodnym wzrokiem i mocniej zacisnęła dłoń na różdżce.
- Typowy idiota – mruknęła.
- Nie mamy za dużo czasu, chodźmy – pociągnęłam ich w stronę wyjścia, zanim doszło do kłótni.
Cicho skradaliśmy się przez korytarze rozglądając się uważnie w poszukiwaniu dwójki Ślizgonów. Nie było żadnego śladu po nic, co potwierdziło teorię, że wyszli głównym wyjściem. Po chwili znaleźliśmy się w piątkę na ciemnych błoniach, które rozświetlał jedynie piękny księżyc w pełni.
- Chodźcie za mną – szepnął James, a wszyscy okrakiem ruszyliśmy.
Byłam zdenerwowana. Kurczowo trzymałam różdżkę gotowa w każdej chwili rzucić jakieś zaklęcie. Najbardziej bałam się tego, że strach sparaliżuje mnie i nie będę w stanie się obronić. Aby się uspokoić wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam powtarzać formułkę zaklęć, które ćwiczyłam przez te wszystkie tygodnie.
Schowaliśmy się za ogromnymi grządkami z dyniami, dzięki którym mieliśmy idealny widok na chatkę. Wyjrzałam zza kryjówki i ujrzałam dwójkę Ślizgonów, którzy po schodkach kierowali się w stronę domu gajowego. Po chwili byli na miejscu. Przyglądali się chatce i ze śmiechem o czymś dyskutowali. Fitzpatrick był pochylony nad książką, natomiast Bleen machał różdżką jakby odpędzał od siebie muchę.
- Są tam – powiedziałam – Ale nic nie słyszę, muszę podejść bliżej.
Po cichu szybko przebiegłam kilka metrów i schowałam się za kolejną grządkę.
- Fitzpatrick, ile jeszcze będziesz tego szukał? –usłyszałam głos zdenerwowanego Bleena – Nie mamy tyle czasu.
- Chwila – warknął - Tak w ogóle po co mamy to robić? Czemu Carrow wydaje nam polecenia?
- Dobrze wiesz, że mamy uczyć się czarnej magii. A polecenia nie wydaje nam Carrow, tylko Czarny Pan. Dlatego zamknij się i powiedz mi jak mam rzucić Szatańską Pożogę. Już nie mogę doczekać się miny tego żałosnego gajowego, gdy zobaczy co pozostało z jego „domu”.
- Podpalanie tej głupiej chałupy za nic nie ma wspólnego ze szlamami – mruknął Bleen.
- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! – krzyknął Fitzpatrick wymachując rękami. – Doskonale wiesz, że Czarny Pan zanim zacznie cokolwiek robić, musi zebrać popleczników. Jak na razie jest ich garstka, a dzięki temu pożarze wielu uczniów dowie się jaki jest potężny. Czy wreszcie rozumiesz o co mi chodzi?!
- Jak sobie chcesz.
- A teraz łaskawie podaj mi tą formułkę. – powiedział, a Fitzpatrick zaczął dokładnie tłumaczyć całą strukturę zaklęcia.
Po chwili Ślizgon zaczął energicznie wymachiwać różdżką, jednak nic się nie działo. Powtórzył tą czynność kilka razy po czym Fitzpatrick wyrwał mu różdżkę.
- Daj, ja to zrobię. Po co ja ci to dawałem, skoro ty nie umiesz rzucić prostego Wingardium Leviosa.
Zadrżałam. Odwróciłam głowę i ujrzałam Huncwotów oraz Larissę. James wyciągał ze swojej szaty jakieś małe, czarne kuleczki, których użycia nie znałam. Syriusz dłonią pokazał mi, abym do nich wróciła. Przechodząc starałam się nie stąpać na gałązki oraz nie rzucać się w oczy co było łatwe, gdyż prawie nic nie było widać w ciemnościach nocy.
- Co robimy? – szepnęłam – Fitzpatrick zaraz rzuci to zaklęcie.
- Syriusz pójdź na lewą stronę, a ty Evelyn na prawą. Ja z Peterem i Larissą zostaniemy tutaj, a ona odwróci uwagę Ślizgonów. Ja rzucę te kulki, przez co wszędzie rozpęta się mgła i bum! Nawet nie zauważą kiedy ich załatwimy – wyszczerzył zęby James.
- Przynajmniej jeden raz mówisz z sensem – szepnęłam po czym schowałam się za ogromnym głazem.
Gdy wszyscy przyjęli swoje pozycje Larissa wychylając się na chwilę rzuciła dużym kamykiem w głowę Fitzpatricka po czym od razu się schyliła.
- Co do..? – nie mógł dokończyć Ślizgon, gdyż wokół niego w ułamku sekundy rozpętała się purpurowa mgła.
- Tu są jacyś intruzi! Ty idioto, nie możemy mieć żadnych świadków! – wydzierał się na cały głos Bleen po ułamku sekundy uzmysławiając sobie co się stało.
- Expelliarmus! – wykrzyknął Syriusz, który stanął wyprostowany podczas gdy Fitzpatrick i Bleen miotali się nic nie widząc.
- Expulso! – krzyknęła Larissa, jednak zaklęcie nie podziałało.
Przerażona zauważyłam, że purpurowa mgła opada, a Ślizgoni powoli zaczynali orientować się w terenie. Fitzpatrick omiótł nas wzrokiem.
- PADNIJCIE! – krzyknęłam i szybko schowałam się za głazem. Zielony strumień minął mnie o włos.
Peter skulony był za głazem, podczas gdy James rzucał zaklęcia obronne co chwilę uciekając od strumieni z różdżki Bleena. Syriusz miotał zaklęciami z dużą prędkością jak na drugoklasistę, natomiast Larissa rzucała ciężkimi kamieniami w Fitzpatricka dekoncentrując go. Zdałam sobie sprawę, że nic nie robię, jednak byłam zbyt przerażona, aby się poruszyć.
„Weź się w garść” powiedziałam sobie w duchu po czym na kolanach szybko przemieściłam się na kolejną grządkę dyń, aby spróbować zaatakować z tyłu. Mocno ściskałam różdżkę szukając sposobności, aby jej użyć. Nagle zobaczyłam Bleena, który coraz bardziej zbliżał się do leżącego Jamesa. Różdżka Gryfona znajdowała się kilka metrów od niego, a chłopak rozpaczliwie próbował ją dosięgnąć. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam swoją różdżkę.
- EXPELLIARMUS! – krzyknęłam pewna siebie. Niestety, ale rezultat rzucenia przeze mnie zaklęcia nie był taki jak oczekiwałam. Z różdżki wytrysnęło kilka czerwonych iskier, jednak nic się nie wydarzyło, jedynie zwróciłam na siebie uwagę Ślizgona. Ja to mam niewyobrażalne szczęście.
Bleen słysząc mój krzyk odwrócił się gwałtownie i zobaczył mnie trzęsącą się ze strachu. Uśmiechnął się złowieszczo, a ja przełknęłam ślinę. W ułamku sekundy odzyskałam zimną krew i resztkami sił wypowiedziałam pierwsze zaklęcie, które przyszło mi do głowy.
- Drętwota! – krzyknęłam, a tym razem z mojej różdżki wydobył się niebieski strumień, który poszybował w stronę Bleena. Chłopak był zbyt zdezorientowany, aby odepchnąć atak przez co ugodzony zaklęciem upadł na trawę nieprzytomny.
Dumna z siebie, że udało mi się rzucić zaklęcie pobiegłam szybko do Jamesa, który po omacku szukał swoich okularów podnosząc się z ziemi.
- W porządku? – spytał, gdy znalazł już okulary i w pośpiechu założył je na nos.
Przytaknęłam i oboje ruszyliśmy do Syriusza oraz Larissy, którzy pojedynkowali się daleko od nas, gdyż na skraju Zakazanego Lasu. Niepostrzeżenie oboje schowaliśmy się za małym głazem gotowi pomóc naszym przyjaciołom. Walka trwała w najlepsze. Pomimo tego, że Fitzpatrick był na ostatnim roku nie dawał sobie rady. Black i Grandwels rzucali najróżniejszymi zaklęciami oraz skutecznie unikali ataków Ślizgona. Wiedziałam, że nie uda mi się rzucić już żadnego dobrego zaklęcia, więc rzucałam w Fitzpatricka kamieniami, aby go dekoncentrować. Po chwili Syriusz rzucił zaklęcie rozbrajające w tym samym momencie co Larissa i James, przez co Fitzpatrick został odrzucony kilka metrów od nas i upadł nieprzytomny.
Niepewnie po kilku minutach wszyscy wychynęliśmy zza kryjówek trzymając różdżki w pogotowiu. Jednak nie były nam one potrzebne, gdyż dwójka Ślizgonów nadal leżała nieprzytomna na ziemi. Westchnęłam z ulgą szczęśliwa, że walka się zakończyła.
- Wow… To było niesamowite! – krzyknął Syriusz i przybił piątkę z Jamesem.
Wyczerpana spojrzałam na Larissę, która nadal oddychała w przyspieszonym tempie.
- C-co teraz zrobimy z nimi? – spytałam spoglądając na dwójkę Ślizgonów.
- Nad tym się nie zastanawiałem – powiedział James.
- Może zostawimy ich tutaj? – zaproponował Syriusz.
Larissa zmęczona oparła się o głaz.
- Zły pomysł. Gdyby ktoś ich znalazł, wyglądałoby to bardzo podejrzanie. Tak czy siak może im się coś stało więc nie możemy ich tak zostawić.
- Zgadzam się. Powinniśmy zanieść ich do skrzydła szpitalnego.
- I co? Zawołać Pomfrey i powiedzieć, że rzuciliśmy na nich zaklęcie? Od razu nas wyrzucą ze szkoły – powiedział Black.
- Nie wyglądają na strasznie poturbowanych. Możemy zanieść ich do Pokoju Wspólnego Slytherinu i tam zostawić – podsunęła pomysł Larissa.
- Dobry pomysł – odrzekł James szeroko uśmiechnięty – No i wszystko załatwione! Idioci pomyślą, że trochę przebalowali z Ognistą i po sprawie!
- Pozostaje jeszcze sprawa co będzie jak się obudzą. Ten jakiś Carrow na pewno zauważy, że nie spalili chatki i prawdopodobnie znów zaczną się próby jej podpalenia. – mruknęłam.
- Mogę ich śledzić – odezwała się Larissa – Będzie to dla mnie proste, ponieważ jesteśmy w tych samych domach. Zobaczę czy mają zamiar nadal wykonywać swój plan, czy też nie.
- Ale czy nas nie rozpoznają? – spytałam.
- Jest to prawdopodobne, ale może dostali jakiegoś urazu i będą mieć zanik pamięci. Taki przebieg spraw byłby najkorzystniejszy – skwitowała Larissa.
- A więc załatwione – ekscytował się Syriusz – Peter! Rusz łaskawie swoje cztery litery i pomóż nam!