- Aau! Tutaj nie ma miejsca!
- To nie był dobry pomysł, aby we czwórkę
ściskać się pod peleryną.
- Właściwie gdzie jest Remus i Peter?
- Remus jest u chorej mamy, a Peter stoi na
czatach, zaraz go spotkamy.
- Zaraz się uduszę, tu jest tak gorąco jak w
saunie.
- Jest tak gorąco, bo ja tutaj jestem?
- Zabawne,
Black.
- Co to jest sauna?
- Nie marudźcie, zaraz będziemy na miejscu –
odrzekła Larissa podczas mojej dyskusji z Jamesem i Syriuszem, kiedy przemierzaliśmy
puste korytarze pod peleryną niewidką.
Nadszedł dzień naszej „misji”. Od rana
widziałam, że Fitzpatrick i Bleen są nadzwyczaj podekscytowani, co chwilę do
siebie szeptali i śmiali się bez powodu. Przez kilka tygodni do upadłego
ćwiczyliśmy najróżniejsze zaklęcia i wertowaliśmy książki w bibliotece
poszukując różne wskazówki dotyczące walki. Nawet Huncwoci się zaangażowali i
przez te dni uczyli się z nami do upadłego. Nie mieli czasu na żadne głupie
żarciki, ale postanowili, że kiedy już to wszystko się skończy odstawią
niesamowity kawał, który wynagrodzi te dni bez żartów.
Niestety, ale nauczyciele nie byli łagodni,
jeżeli chodzi o naukę. Zadawali mnóstwo prac domowych, przez co tak naprawdę
chodziłam tylko z głową w książkach, a cały wolny czas spędzałam z bibliotece.
Chodzenie o późnej godzinie po zamku nadal
nie było dla mnie przyjemnością. Ciemność rozjaśniał jedynie słaby blask
pochodni. Gdy widziałam przelatujące przez ścianę duchy od razu robiło mi się
zimno. W każdym bądź razie musieliśmy iść tylnym wyjściem z zamku, gdyż nie
chcieliśmy się natknąć na ostrą miotłę Filcha, lub Irytka oraz
przypuszczaliśmy, że tędy wyjdzie Fitzpatrick i Bleen.
Po kilku minutach ujrzałam odwróconego
Petera, który rozglądał się wokoło przerażonym wzrokiem. Przynajmniej nie byłam
przestraszoną osobą. Ściągnęliśmy pelerynę, a James zakradł się do Petera.
- Bu! – powiedział cicho i położył mu ręce na
ramiona. Chłopak odskoczył jak oparzony i wydał cichy krzyk.
- Nawet w takim momencie chce ci się
żartować? – spytałam Jamesa, który śmiał się z reakcji chłopaka. – Zresztą
nieważne, Peter, widziałeś ich?
- N-n-nie – odrzekł nadal trochę
wstrząśnięty.
- Prawdopodobnie wyszli tym głównym wyjściem
– powiedziała Larissa.
- Gratuluję inteligencji. Przecież w każdej
chwili mogli natknąć się na któregoś z nauczycieli.
- Typowy Ślizgon – oznajmił James, przez co
Larissa zmierzyła go chłodnym wzrokiem i mocniej zacisnęła dłoń na różdżce.
- Typowy idiota – mruknęła.
- Nie mamy za dużo czasu, chodźmy –
pociągnęłam ich w stronę wyjścia, zanim doszło do kłótni.
Cicho skradaliśmy się przez korytarze
rozglądając się uważnie w poszukiwaniu dwójki Ślizgonów. Nie było żadnego śladu
po nic, co potwierdziło teorię, że wyszli głównym wyjściem. Po chwili
znaleźliśmy się w piątkę na ciemnych błoniach, które rozświetlał jedynie piękny
księżyc w pełni.
- Chodźcie za mną – szepnął James, a wszyscy
okrakiem ruszyliśmy.
Byłam zdenerwowana. Kurczowo trzymałam
różdżkę gotowa w każdej chwili rzucić jakieś zaklęcie. Najbardziej bałam się
tego, że strach sparaliżuje mnie i nie będę w stanie się obronić. Aby się
uspokoić wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam powtarzać formułkę zaklęć,
które ćwiczyłam przez te wszystkie tygodnie.
Schowaliśmy się za ogromnymi grządkami z
dyniami, dzięki którym mieliśmy idealny widok na chatkę. Wyjrzałam zza kryjówki
i ujrzałam dwójkę Ślizgonów, którzy po schodkach kierowali się w stronę domu
gajowego. Po chwili byli na miejscu. Przyglądali się chatce i ze śmiechem o
czymś dyskutowali. Fitzpatrick był pochylony nad książką, natomiast Bleen
machał różdżką jakby odpędzał od siebie muchę.
- Są tam – powiedziałam – Ale nic nie słyszę,
muszę podejść bliżej.
Po cichu szybko przebiegłam kilka metrów i
schowałam się za kolejną grządkę.
- Fitzpatrick, ile jeszcze będziesz tego
szukał? –usłyszałam głos zdenerwowanego Bleena – Nie mamy tyle czasu.
- Chwila – warknął - Tak w ogóle po co mamy
to robić? Czemu Carrow wydaje nam polecenia?
- Dobrze wiesz, że mamy uczyć się czarnej
magii. A polecenia nie wydaje nam Carrow, tylko Czarny Pan. Dlatego zamknij się
i powiedz mi jak mam rzucić Szatańską Pożogę. Już nie mogę doczekać się miny
tego żałosnego gajowego, gdy zobaczy co pozostało z jego „domu”.
- Podpalanie tej głupiej chałupy za nic nie
ma wspólnego ze szlamami – mruknął Bleen.
- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU! – krzyknął Fitzpatrick
wymachując rękami. – Doskonale wiesz, że Czarny Pan zanim zacznie cokolwiek
robić, musi zebrać popleczników. Jak na razie jest ich garstka, a dzięki temu
pożarze wielu uczniów dowie się jaki jest potężny. Czy wreszcie rozumiesz o co
mi chodzi?!
- Jak sobie chcesz.
- A teraz łaskawie podaj mi tą formułkę. –
powiedział, a Fitzpatrick zaczął dokładnie tłumaczyć całą strukturę zaklęcia.
Po chwili Ślizgon zaczął energicznie
wymachiwać różdżką, jednak nic się nie działo. Powtórzył tą czynność kilka razy
po czym Fitzpatrick wyrwał mu różdżkę.
- Daj, ja to zrobię. Po co ja ci to dawałem,
skoro ty nie umiesz rzucić prostego Wingardium Leviosa.
Zadrżałam. Odwróciłam głowę i ujrzałam Huncwotów
oraz Larissę. James wyciągał ze swojej szaty jakieś małe, czarne kuleczki,
których użycia nie znałam. Syriusz dłonią pokazał mi, abym do nich wróciła.
Przechodząc starałam się nie stąpać na gałązki oraz nie rzucać się w oczy co
było łatwe, gdyż prawie nic nie było widać w ciemnościach nocy.
- Co robimy? – szepnęłam – Fitzpatrick zaraz
rzuci to zaklęcie.
- Syriusz pójdź na lewą stronę, a ty Evelyn
na prawą. Ja z Peterem i Larissą zostaniemy tutaj, a ona odwróci uwagę
Ślizgonów. Ja rzucę te kulki, przez co wszędzie rozpęta się mgła i bum! Nawet
nie zauważą kiedy ich załatwimy – wyszczerzył zęby James.
- Przynajmniej jeden raz mówisz z sensem –
szepnęłam po czym schowałam się za ogromnym głazem.
Gdy wszyscy przyjęli swoje pozycje Larissa
wychylając się na chwilę rzuciła dużym kamykiem w głowę Fitzpatricka po czym od
razu się schyliła.
- Co do..? – nie mógł dokończyć Ślizgon, gdyż
wokół niego w ułamku sekundy rozpętała się purpurowa mgła.
- Tu są jacyś intruzi! Ty idioto, nie możemy
mieć żadnych świadków! – wydzierał się na cały głos Bleen po ułamku sekundy uzmysławiając
sobie co się stało.
- Expelliarmus! – wykrzyknął Syriusz, który
stanął wyprostowany podczas gdy Fitzpatrick i Bleen miotali się nic nie widząc.
- Expulso! – krzyknęła Larissa, jednak zaklęcie
nie podziałało.
Przerażona zauważyłam, że purpurowa mgła
opada, a Ślizgoni powoli zaczynali orientować się w terenie. Fitzpatrick omiótł
nas wzrokiem.
- PADNIJCIE! – krzyknęłam i szybko schowałam
się za głazem. Zielony strumień minął mnie o włos.
Peter skulony był za głazem, podczas gdy
James rzucał zaklęcia obronne co chwilę uciekając od strumieni z różdżki
Bleena. Syriusz miotał zaklęciami z dużą prędkością jak na drugoklasistę,
natomiast Larissa rzucała ciężkimi kamieniami w Fitzpatricka dekoncentrując go.
Zdałam sobie sprawę, że nic nie robię, jednak byłam zbyt przerażona, aby się
poruszyć.
„Weź się w garść” powiedziałam sobie w duchu
po czym na kolanach szybko przemieściłam się na kolejną grządkę dyń, aby
spróbować zaatakować z tyłu. Mocno ściskałam różdżkę szukając sposobności, aby
jej użyć. Nagle zobaczyłam Bleena, który coraz bardziej zbliżał się do leżącego
Jamesa. Różdżka Gryfona znajdowała się kilka metrów od niego, a chłopak
rozpaczliwie próbował ją dosięgnąć. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam swoją
różdżkę.
- EXPELLIARMUS! – krzyknęłam pewna siebie.
Niestety, ale rezultat rzucenia przeze mnie zaklęcia nie był taki jak
oczekiwałam. Z różdżki wytrysnęło kilka czerwonych iskier, jednak nic się nie
wydarzyło, jedynie zwróciłam na siebie uwagę Ślizgona. Ja to mam niewyobrażalne
szczęście.
Bleen słysząc mój krzyk odwrócił się
gwałtownie i zobaczył mnie trzęsącą się ze strachu. Uśmiechnął się złowieszczo,
a ja przełknęłam ślinę. W ułamku sekundy odzyskałam zimną krew i resztkami sił
wypowiedziałam pierwsze zaklęcie, które przyszło mi do głowy.
- Drętwota! – krzyknęłam, a tym razem z mojej
różdżki wydobył się niebieski strumień, który poszybował w stronę Bleena.
Chłopak był zbyt zdezorientowany, aby odepchnąć atak przez co ugodzony
zaklęciem upadł na trawę nieprzytomny.
Dumna z siebie, że udało mi się rzucić
zaklęcie pobiegłam szybko do Jamesa, który po omacku szukał swoich okularów
podnosząc się z ziemi.
- W porządku? – spytał, gdy znalazł już
okulary i w pośpiechu założył je na nos.
Przytaknęłam i oboje ruszyliśmy do Syriusza
oraz Larissy, którzy pojedynkowali się daleko od nas, gdyż na skraju Zakazanego
Lasu. Niepostrzeżenie oboje schowaliśmy się za małym głazem gotowi pomóc naszym
przyjaciołom. Walka trwała w najlepsze. Pomimo tego, że Fitzpatrick był na
ostatnim roku nie dawał sobie rady. Black i Grandwels rzucali najróżniejszymi
zaklęciami oraz skutecznie unikali ataków Ślizgona. Wiedziałam, że nie uda mi
się rzucić już żadnego dobrego zaklęcia, więc rzucałam w Fitzpatricka
kamieniami, aby go dekoncentrować. Po chwili Syriusz rzucił zaklęcie
rozbrajające w tym samym momencie co Larissa i James, przez co Fitzpatrick
został odrzucony kilka metrów od nas i upadł nieprzytomny.
Niepewnie po kilku minutach wszyscy
wychynęliśmy zza kryjówek trzymając różdżki w pogotowiu. Jednak nie były nam
one potrzebne, gdyż dwójka Ślizgonów nadal leżała nieprzytomna na ziemi. Westchnęłam
z ulgą szczęśliwa, że walka się zakończyła.
- Wow… To było niesamowite! – krzyknął Syriusz
i przybił piątkę z Jamesem.
Wyczerpana spojrzałam na Larissę, która nadal
oddychała w przyspieszonym tempie.
- C-co teraz zrobimy z nimi? – spytałam spoglądając
na dwójkę Ślizgonów.
- Nad tym się nie zastanawiałem – powiedział
James.
- Może zostawimy ich tutaj? – zaproponował
Syriusz.
Larissa zmęczona oparła się o głaz.
- Zły pomysł. Gdyby ktoś ich znalazł, wyglądałoby
to bardzo podejrzanie. Tak czy siak może im się coś stało więc nie możemy ich
tak zostawić.
- Zgadzam się. Powinniśmy zanieść ich do
skrzydła szpitalnego.
- I co? Zawołać Pomfrey i powiedzieć, że
rzuciliśmy na nich zaklęcie? Od razu nas wyrzucą ze szkoły – powiedział Black.
- Nie wyglądają na strasznie poturbowanych.
Możemy zanieść ich do Pokoju Wspólnego Slytherinu i tam zostawić – podsunęła
pomysł Larissa.
- Dobry pomysł – odrzekł James szeroko
uśmiechnięty – No i wszystko załatwione! Idioci pomyślą, że trochę przebalowali
z Ognistą i po sprawie!
- Pozostaje jeszcze sprawa co będzie jak się
obudzą. Ten jakiś Carrow na pewno zauważy, że nie spalili chatki i
prawdopodobnie znów zaczną się próby jej podpalenia. – mruknęłam.
- Mogę ich śledzić – odezwała się Larissa –
Będzie to dla mnie proste, ponieważ jesteśmy w tych samych domach. Zobaczę czy
mają zamiar nadal wykonywać swój plan, czy też nie.
- Ale czy nas nie rozpoznają? – spytałam.
- Jest to prawdopodobne, ale może dostali
jakiegoś urazu i będą mieć zanik pamięci. Taki przebieg spraw byłby
najkorzystniejszy – skwitowała Larissa.
- A więc załatwione – ekscytował się Syriusz
– Peter! Rusz łaskawie swoje cztery litery i pomóż nam!
Czekam na next . Podoba mi się opowiadanie i mam nadzieję , że dotrwam do końca ❤❤
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że napiszę komentarz motywujący :D
OdpowiedzUsuńPisz, pisz dalej. Wychodzi ci to świetnie.
Świtenie rozwijasz akcje, opisujesz postacie, aż dziw bierze, że tak mało osób to czyta!!!
Radzę Ci się gdzieś zareklamować polecam:
http://katalogowy-swiat.blogspot.com/
http://katalog-euforia.blogspot.com/
Na pewno za jakiś czas przybędzie czytelników.
Nie zniechęcaj się i pisz dalej, bo czekam!
Pozdrawiam
Nicolette